Ten pierwszy z sakramentów słusznie jest nazywany “bramą łaski”. Dzięki chrztowi odpuszczony jest nam grzech pierworodny, a my włączeni jesteśmy do grona przybranych dzieci Bożych, a także do Kościoła Bożego Chrzest uprawnia nas także do przyjmowania innych sakramentów.
Bardzo lubię udzielać Chrztu Świętego. Także dlatego, że mam świadomość, iż oto przez moją posługę w życiu chrzczonego człowieka, na ogół dziecka , dokonuje się coś najważniejszego w jego historii. Wiem, że choćby ów człowiek został kiedyś choćby papieżem, to i tak nie będzie to nic większego od chrztu .
Dlaczego? Ponieważ we chrzcie dokonuje się to, co miało miejsce nad Jordanem – otwiera się niebo, a na chrzczonego człowieka zstępuje Duch Pana , zaś Ojciec ogłasza przez posługę Kościoła wszem i wobec, że oto przed nami Jego umiłowany syn lub umiłowana córka, w której ma On upodobanie . Nic większego nikt o człowieku powiedzieć nie może.
Ochrzczony człowiek może do Boga wołać “Ojcze”, będąc “zanurzonym” (dosłownie greckie słowo “baptidzo”, tłumaczone jako “chrzcić”, znaczy tyle, co “zanurzać”) w Chrystusie, a więc będąc “synem w Synu”, uczestnicząc w Jezusowej relacji z Bogiem. Co ważne, ochrzczony – jak uczył nas Pan Jezus – nie mówi do Boga “Ojcze mój”, ale “Ojcze nasz”, gdyż chrzest nie tylko buduje ów pionowy pomost między człowiekiem a Bogiem, ale także pomost poziomy, łączący ochrzczonego z całym Kościołem, a więc ze wszystkimi tymi, którzy także Boga nazywają Ojcem .
Ochrzczony, żyjący na ziemi człowiek, jest jak Pan Jezus na drodze krzyżowej, między stacją II, na której wziął On na ramiona swój krzyż, a XI, kiedy to został do tego krzyża definitywnie przytwierdzony .
Przez chrzest, mocą mojej wiary lub wiary moich rodziców i chrzestnych, wziąłem na siebie krzyż Ewangelii , który stanie mi się kiedyś kluczem do szczęśliwej wieczności , a dziś jest już zadatkiem owej przyszłej chwały zbawionych. Nie jestem jednak do tego krzyża przytwierdzony, łatwo mogę go z siebie zrzucić lub nie daj Boże całkiem go porzucić.
Dlatego potrzebuję Kościoła, uosobionego na tej drodze krzyżowej szczególnie przez Maryję, Szymona i Weronikę. Kościoła, który w sakramentach drogi – Pokucie i Eucharystii – podniesie mnie, gdy upadnę i wzmocni moje kroki , który będzie mi konkretnym (jak Szymon) wsparciem w niesieniu “słodkiego brzemienia” Prawa Bożego , a także który – jak Weronika – pomoże mi wydobyć piękno ofiarowanego mi we chrzcie dziecięctwa Bożego tylekroć, ilekroć ja przesłonię je swoimi grzechami .
Potencjał świętości dany mi we chrzcie jest kompletny i niewybrakowany, ale jest on czymś w rodzaju pliku “zip” – folderu skompresowanego, który z pomocą Kościoła trzeba mi przez całe życie, z wdzięcznością i pokorą rozpakowywać .
Zwyczajnym szafarzem chrztu jest biskup, prezbiter i diakon. Co istotne, ważnie może chrztu udzielić (nie tylko w niebezpieczeństwie śmierci, ale wtedy i tylko wtedy korzystanie z tego przywileju jest uzasadnione) każdy, nawet nieochrzczony człowiek, byleby miał intencję czynienia tego, co czyni Kościół gdy udziela chrztu, a także trzykrotnie polał głowę chrzczonego czystą wodą , wypowiadając przy tym formułę “(imię), ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” .
Ciąg dalszy nastąpi…