Można zabić tylko ciało

Jezus powiedział do swoich apostołów: Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. (Mt 10,26-33)

Prorok Jeremiasz był jednym z tych, którzy ponieśli największą cenę za to, że stanęli po stronie prawdy. Jak silny był głos, którego chciał bronić prorok, nawet za cenę własnego życia? Trudno to zrozumieć. Wiemy, że nie był to dla niego łatwy wybór. Nie od razu rzucił się on w Boże ramiona. Walczył z tym co po ludzku podpowiadał rozsądek. Jestem sam wobec tych, co odrzuci Boga i jego nakazy. Jest wśród nich m.in. król i jego otoczenie. Jak ich pokonać? Jak zmienić w pojedynkę ich serce? Owszem jest to niemożliwe… chyba że zmieni się Twoje serce jako pierwsze! W przeciwnym razie spotkasz się z murem nie do przeskoczenia o czym pisał św. Paweł: Przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli. Wszyscy. W tym Ty i ja. Każdy z nas został zepsuty jakimś odcieniem słabości, skażony ograniczeniem. Jak zatem i sam Jeremiasz, nie wolny przecież od tej samej rany, może teraz wypełnić swoją misję? Święty Paweł, jako bodaj największy z Apostołów pisał otwarcie o ościeniu dla ciała, jaki policzkował go nieustannie przez szatana. Oścień a więc coś co non stop go rani, kłuje i uwiera. No właśnie coś to robi, to nigdy nie zdoła go zabić! Mimo tego, czego nie umie wyplenić i usunąć łatwo ze swego życia może biec dalej, by na koniec powiedzieć, że warto było wystąpić w dobrych zawodach.

Zadziwiać może hart ducha, który sprawiał, że z pozory słaby człowiek może przeniknąć granice śmierci. Możemy wygrać życie, które przekracza poza kategorie ziemskie. Wybór dokonuje się nie raz i nie dwa. Może to dotyczyć naszej codzienności, a siła naszej deklaracji może składać się z tysięcy z pozoru małych „tak”.

Jednym ze świętych, których biografia utkana była z wielu „tak” powiedzianych Bogu na różnych etapach życia, był bł. bp Michał Kozal. Usłyszał powołanie do kapłaństwa wcześniej, jako uczeń protestując przeciw germanizacji dzieci w jego szkole. Pragnienie wolności sprawiło, że młody Michał mimo możliwości stypendium i rozwoju nie skorzystał z finansowania jego edukacji z rąk zaborców. Już jako młody kapłan szybko znalazł się w seminarium duchownym, jako formator alumnów. W przede dniu wybuchu drugiej wojny światowej został mianowany biskupem Włocławka. Jak się okazało został pasterzem na bardzo trudny czas. Gdy wojska okupanta zbliżały się do miasta Bp Michał nie skorzystał z możliwości wyjazdu. Mimo gorących i silnych nawoływań do ucieczki on pozostawił takie słowa: „Bo jak nie ulękłem się bomb i pocisków, a potem innych rzeczy, tak i teraz dobrowolnie nie pójdę. W ręce Boże złożyłem losy swojego życia i z tym bardzo mi dobrze.”

Te ręce Boga trzymały go mocno gdy przyszedł czas krwawych prześladowań. Z kapłanami podobnie jak ze środowiskami naukowymi i elitami państwa obchodzono się bezwzględnie. Bo zamknięciu w areszcie Kozala w dużą grupą duchownych przewieziono do obozu w niemieckim Dachau. Warunki jakie tam zastali wielu doprowadziły do rozpaczy. Wielu młodych, perspektywicznych ludzi w tym księży, którzy pragnęli służyć wiernym już teraz musieli zdarzyć się ogromem cierpienia i niebezpieczeństwem śmierci, daleko od swoich bliskich.

Robiono wiele by ogołocić elity narodu z godności. W czasie uwięzienia funcjonariusze niemieccy ranili Bp Kozala wyjątkowo ciężko, potem zabrali mu krzyż, pierścień biskupi i piuskę. Kazali mu też śpiewać niemieckie piosenki, biegając i czołgając się w błocie. Gdy pojawił się w obozie jego imię zastąpił numer więzienny: 24544. Wymowne było to, że w zwyczaju wysocy rangą oficerowie mieli wizytację terenów obozu. Wtedy prezentowano im kilku najważniejszych więźniów, którzy byli tu przetrzymywani. Kozal należał do tych osób, które wyciągano zawsze bloku to tych prezentacji. Pokaz więźniów w opinii obserwatorów przypominał oglądanie zwierząt w zoo. To także był element niszczenia tych, którzy ze względu na swój autorytet mogli pobudzić ducha walki o wolność.

Wielokrotnie Niemcy wystawiali biskupa na pośmiewisko. Widząc, że opada z sił po wycieńczającej pracy specjalnie dawano mu ciężki kilof lub kazano biec z załadowaną taczką. W obliczu tego upokorzenia nigdy nie okazał złości, nigdy nie próbował się bronić. Zdumiewające było to, że im więcej było bólu jakiego doświadczał tym więcej dawał współbraciom spokoju, wiary i siły.

Tak Ewangelia pisała się krwią i łzami człowieka. Kolejne linijki i frazy zapełniały się na oczach świata, choć miejsce ku temu wcale nie było przyjazne. Dziś pozostaje nam tylko zaduma nad tymi słowami Jezusa, do których przywarł Bp Kozal i jego towarzysze- setki zamęczonych duchownych obozu Dachau. Przyjąć krzyż- to nie bać się tych, którzy mogą zabić ciało… lecz tylko ciało. Nic więcej.