Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: “Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.(Łk 18, 9-14)
Wnętrze człowieka to wyjątkowe miejsce. Jak wiele się kryje w nas przeżyć, motywacji, lęków ale i radości. Nie sposób to odkryć bez czasu poświęconego dla innych. Nie współmiernie łatwo jest kogoś skreślić, nałożyć pewne ramy, odrzucić a trudno jest nadać komuś nową godność. Kościół jako świątynia jest miejscem, które gromadzi na modlitwie ludzi… tu robię pauzę bo nie do końca jest pewne czy wierzących. Tak jest w założeniu. Wiemy jednak, że z tą wiarą bywa bardzo różnie. Zawsze byli pośród nas ludzie poszukujący, ludzie pogubieni, poszukujący. Bywa tak że po wielu latach bez Boga nagle coś się zmienia. Często tych osób nie widzimy gdy stają gdzieś daleko, z tyłu. Nieśmiało przechodzą bliżej, wolą z pewnej odległości patrzeć i słuchać. Bierze się to z prostego powodu. Grzech ich połamał, zepsuł im obraz Boga i człowieka. Pamiętam pewną rozmowę kilka lat temu z człowiekiem, który odsiedział za ciężkie przestępstwo wiele lat w więzieniu. Szukał księdza by porozmawiać, wchodził do kościoła ale zawsze spinało bo niesamowicie bolesne uczucie. Proszę księdza, mam tak, że jak siadam na końcu czy stoję gdzieś w środku to czuje jakby wszyscy się na mnie gapili i mierzyli mnie wzrokiem. Nikt mnie nie zna ale czuje się osaczony przez wszystkich. Ten człowiek miał sporo na sumieniu. Złamał prawo i wiele lat przebywał w odseparowanym od norm i zdrowych zasad świecie. Pomyśl jednak czy grzech też nas tak nie odrywa od rzeczywistości, czy nas nie psuje i nie zamyka w fałszywych obrazach?
Jak trudno jest dziś to sobie uzmysłowić, że grzech zniekształcił nas i nasze podobieństwo do Stwórcy. To co czujemy doskonale na poziomie serca tak trudno nieraz przenieść naprawdę o nas w konfesjonale. Trudno powiedzieć to „ja zgrzeszyłem”. Trudno nam się podpisać pod swymi wadami i upadkami. Dlaczego tak jest? Żyjemy w świecie, który bardzo dużo by dał by świetnie wyglądać. Nie sprzeda się i nie skupi uwagi coś co nie wygląda wyjątkowo. Często cały sztab ludzi pracuje nad tym ty sprawić, by ktoś nas słuchał, by poszedł za nami. Z tej perspektywy łatwiej nam zrozumieć że wstydzimy się pokazać w nas czegoś trudnego, niekoniecznie pięknego. Grzechu nijak nie da się wpisać w kategorie piękna dlatego często zaniżamy sobie wszelkie kanony.
Pamiętam zdjęcie jakie obiegło internet w 2008 roku. Wtedy w jednej z chińskich prowincji trwała budowa bardzo okazałej autostrady. Wcześniej oczywiście wykupowano grunty od właścicieli, by móc wyznaczyć ostateczny przebieg drogi. Znalazł się jeden właściciel ziemi, który nie chciał wyjechać z tego miejsca. Pozostał na miejscu zatem jego dom. Niebawem gdy ruszyła budowa, zalano asfaltem jego dom z jednej i z drugiej strony, tak że jedyny widok jaki gospodarz miał z okna to pędzące non stop auta. Niebawem budowla zaczęła pękać, uległa uszkodzeniu do tego stopnia że człowiek musiał się wyprowadzić. Czy nie przypomina to trochę i naszej wiary? My też w obliczu bolesnej prawdy o nas chcemy Pana Boga objechać z jednej lub z drugiej strony. „Spowiedź” faryzeusza jest prowadzona przez niego świadomie. Nie chce w niej dojrzeć swego błędu, swej porażki dlatego zaczyna na początek od krytyki innych. Faryzeusz nie widzi się w gronie grzeszników, do tego stopnia że gardzi ludźmi. Nie potrafi odciąć zła od ukochanego przez Boga człowieka. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie potrafi tego zastosować do siebie więc nie czuje potrzeby, by być wyrozumiałym i delikatnym dla innych. Ostatecznie wielu z nas właśnie tak tłumaczy swoją grzeszność, której nie chce wypowiedzieć wprost. To inni- to tamci mnie denerwują, psują mnie, ciągną w dół. Nie da się inaczej, przez nich nie mam chęci by się zmienić.
Jednoczesne poczucie, że nie da się całkowicie zatuszować swego brudu wymaga tego by się „oświecić”. Stąd też faryzeusz wystawia sobie samochwałkę. Ma z niej wynikać, że robi więcej niż trzeba. Pości i modli się a nawet umie podzielić się z innymi a także nie z tego co posiada, lecz z tego co nabywa. Celnik stoi z tyłu. On jest jakby zgarbiony, zdeformowany przez grzech, bo nie jest w stanie podnieść oczu ku niebu.
Postawa faryzeusza i celnika ukazuje nam dwie radykalnie różne postawy, jakie przyjmujemy względem Boga i drugiego człowieka. Jest to z jednej strony przestroga przed fałszem i pozorną wiarą, z drugiej to afirmacja każdej drogi poszukiwania Boga, którą prowadzi pokora. Serce takiego człowieka czuje, że grzech nie pachnie pięknie. Wie że zło wybrane przez nas rzeczywiście izoluje nas, czyni niegodnym. Z tego miejsca gdzie stoi celnik znacznie lepiej widać jednak Boże miłosierdzie, łatwiej usłyszeć to zaproszenie: Przyjacielu, przesiądź się bliżej. Powiedzenie- ja grzesznik, otwiera nas na odpowiedź samego Boga- tyś mój syn umiłowany! Na ciebie czekam, czeka na ciebie moja miłość. Nie odchodź. Przyjdź do mnie z tym co boli, z tym czego się boisz. Po to jestem, by cię uleczyć.
ks. Adam Kiermut