W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: “Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: “Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić. (Łk 15, 1-3.11-24)
Ta Ewangelia nie przestaje zdumiewać. Nie da się wyczerpać jej głębi i sięgnąć do końca, podobnie jak nie da się pojąć dokąd sięga miłość Boga, którą ta przypowieść próbuje wyrazić. Zawsze odnajduję w tej wzruszającej opowieści coś twórczego i nowego, co potrafi zaskoczyć. Jest w niej nade wszystko coś osobistego, jakaś prawda o mnie i o mojej relacji z Bogiem i z samym sobą. Dziś moją uwagę przykuły ważne przedmioty, jakie otrzymuje niepokorny syn. Jaka jest prawda o nim? Odszedł od ojca, rozbił jego majątek, na szczęście nie cały. Ewangelia mówi nawet nie o połowie lecz o części, która na niego przypadała. Ta rządza posiadania, swawola i szaleństwo opisują chyba ciebie i mnie w codziennych wyborach. Sam nie policzę ile szans od Boga zmarnowałem, ile mu obiecałem poprawy, nawróceń i żalu. Nie wiele z tego wyszło. To całe lata takiej tułaczki i nie ma co się usprawiedliwiać tym, że przecież ja jestem blisko, tylko czasem zdarza mi się zagalopować, oddalić. Każde odejście, każdy grzech to ryzyko śmierci, utraty godności i zapomnienia skąd wyszliśmy i jak wielkie dobra na nas czekają. Zastanawia mnie po co ojciec daje swemu synowi sandały na nogi? Przecież były one potrzebne tym, którzy udawali się dopiero w dalekie trasy. Czy dopiero co nie wrócił do domu? Chce w nim pozostać, po co mu zatem sandały skoro chce cieszyć bliskością swego ojca? Równie kontrowersyjna jest scena z Ewangelii, gdy Jezus posyła swoich uczniów do głoszenia dobrej nowiny. Im z kolei zakazuje brać obuwia choć droga może być ciężka i wyboista, a kamienie i piasek pustyni niezwykle gorące. O co tutaj chodzi? Apostołowie wiedzieli kto ich posyła i w imię kogo wyruszyli w świat. Nie potrzebują żadnej asekuracji czy wręcz wygody. Ubóstwo ma być świadectwem o nich- jedyne co wnoszą ze sobą to Boża prawda. Syn który opuścił dom, nie wie tak naprawdę po co wychodzi. Jest targany ciekawością świata, jego blaskiem i możliwościami. Za sobą ma bardzo dużo, nie widzi i nie czuje szczęścia, które zanegował, a skupił się na sakiewce z monetami. Ojciec Miłosierny przez to co robi chce nam powiedzieć dwie rzeczy. Ta historia nie ma końca, podobnie jak nasze odejście i powroty. Mimo lat nikt z nas nie potrafi od początku do końca przejść drogi życia bez zwątpień i pychy, jaka wyciąga nas nieustannie od Boga w stronę czegoś czego do końca nie znamy. Zdaje się nam to być bardziej atrakcyjne, mocniejsze niż miłość, jaką on nam przekazał. Ojciec wie doskonale, że żałujesz. Wie, że jego rolą jest teraz czekać na ciebie ale nawet najradośniejszy powrót do niego nie sprawi, że już nigdy nie upadniemy. Znasz kogoś kto po swoim nawróceniu już nigdy nie zgrzeszył? Troskliwy tato nakłada nam sandały na nogi, jako przestroga i troska jednocześnie. Wiem, że znowu odejdziesz synu ale chcę abyś mógł wrócić do mnie szybciej i byś w drodze powrotnej nie poranił się tak dotkliwie jak za pierwszym razem. Sandały to nie wszystko co syn dostał od swego taty…
Otrzymuje od niego jeszcze najlepszą szatę, płaszcz i pierścień na rękę. Ojciec jest jednocześnie gospodarzem domu. W nim znajduje się cała służba, która na jego wezwanie zbiera się nagle przy odnalezionym synu. Widać jak na dłoni, że potrzebujemy bliskości Ojca, by nie utracić świadomości własnego synostwa. Ten, który przed chwilą prosił o choćby kąt dla służącego zostaje przedstawiony wszystkim, jako ktoś więcej. To nie tylko syn. To ten, który teraz dopiero to synostwo prawdziwie przyjął i pokochał i zrozumiał. Pan mówi do swoich podwładnych- przynieście szybko DLA NIEGO szatę. Musiała ona być zatem w domu. Cały czas na niego czekała, jako jego własność. Młody chłopak nie zdaje sobie sprawy jak jest wielki jako nędzny grzesznik. Jest wciąż kochany, otoczony niepojętym oczekiwaniem miłosierdzia. Nowa szata okrywa nagość, do jakiej doprowadza nas grzech. Pragnienie posiadania czegoś dla siebie bez miłości, niepohamowane rządze i namiętności spalają doszczętnie naszą godność. Ciało pozostaje samo, bez wewnętrznej siły zamiera. Jest wystawione na spalenie lecz, jak mówił św. Paweł samo w pojedynkę niczego już nie zyska.
Pierścień na ręku wraz z pieczęcią potwierdza, że ojciec zapomniał mu wszystko. Miłosierdzie sprawia, że grzech został zapomniany. Posiadacz tak cennej rzeczy ma pełnię władzy, syn otrzymuje od Ojca wszystko- nie tylko część, która, jak mu się wydawało mu się należy. Synowi należy się wszystko- cała miłość ojca, całe jego dobro, bo on nic nie pozostawia sobie. Tak wielki cud dzieje się gdy stajesz w progu ojca w sakramencie spowiedzi. Poraniony, połamany przez swe słabości jednak zawsze cenny, piękny i warty tego, by na ciebie czekać. Może ból i rany grzechu czasem pomogą i tobie uwierzyć jak wielką cenę poniósł Bóg, by cię odnaleźć i jak ważne jest to, że ojciec czeka na nas. Dzięki temu zawsze jest nadzieja ,że każda ludzka historia znajdzie ostateczne rozwiązanie nie na dnie życiowych porażek ale w czułym objęciu kochającego Ojca.
ks. Adam Kiermut