Jezu, ufam Tobie!
Ostatnio, sprowokowana trochę przez koleżankę oraz przez ks. Dolindo, o którym przeczytałam książkę, zastanawiam się nad swoim zaufaniem do Boga. Czy ufam Jezusowi, czy sobie? Buduję swoje życie na Nim, czy w dalszym ciągu na sobie?
Nawracam się od 2013 roku i widzę, jak to moje zaufanie Bogu się rozwijało i w dalszym ciągu się rozwija. To niesamowite, jak Jezus może przemienić serce człowieka, jak działa tu i teraz, bardzo realnie, bardzo namacalnie. Nie jestem jak ks. Dolindo, który, jak mówią, urodził się święty, który już jako dziecko wyczuwał Jezusa w mamie wracającej z kościoła, który kochał i modlił się za swoich prześladowców, który prosił o wybaczenie tych, którzy go niesłusznie oskarżali, który tak bardzo się uniżał i umartwiał… Daleko mi do niego. Ja większość swojego życia spędziłam na szukaniu swojej racji, dążeniu do tego, aby było mi dobrze i wygodnie. Niestety to budowanie na sobie i na drugim człowieku jest bardzo nietrwałe i powstała budowla, a raczej jakaś nędzna lepianka, upada z wielkim hukiem. To co było budowane na grzechu, wcześniej czy później, musi runąć, aby można było zacząć budowę na solidnym fundamencie, jakim jest Jezus. Życie bez Boga wcale nie jest proste. W momencie, kiedy zobaczyłam, że moje życie nie jest takie, jak bym chciała, jak sobie zaplanowałam, że już niczego nie ogarniam i nie widzę wyjścia z trudnej sytuacji, wkracza On – Zbawiciel. To On zapragnął, abym trafiła na rekolekcje, po których rozpoczynało się Seminarium Odnowy Wiary. To On włożył w moje serce pragnienie pójścia za Nim, postawienia Go w centrum mojego życia. Pokazał mi, że tylko budowanie na Nim ma sens.
Wiara to łaska. Zaufanie Bogu to łaska. Wszystko co mam otrzymałam dzięki łasce. Wielokrotnie Pan pokazał mi, jak bardzo Mu na mnie zależy. Wielokrotnie Pan pokazał mi, że nie muszę się o nic zbytnio martwić, że On się wszystkim zajmie. W trakcie mojej formacji we wspólnocie stopniowo i bardzo delikatnie Bóg pokazywał mi obszary mojego życia, których jeszcze Mu nie oddałam. Zapraszał do konkretnych decyzji, do zmiany życia. Często były to decyzje, które zmieniały mój dotychczasowy styl funkcjonowania. Niektóre sfery mojego życia musiałam poukładać na nowo. Za każdym razem było warto. Za każdym razem Jezus błogosławił, dawał pokój serca, uwalniał i leczył to, co w moim życiu było chore. Wiele razy Jezus przekonywał mnie, że nie muszę się martwić o sprawy, do których mnie powołuje. Jeżeli tylko zawierzę Mu swoje problemy, On się nimi zajmie. I rzeczywiście tak jest. Doświadczyłam też tego, że kiedy w bardzo trudnej sytuacji ja już się poddawałam i już przestawało mi zależeć, to Jezus walczył za mnie, to Jemu bardziej zależało na moim szczęściu. Staram się wszystko oddawać Jezusowi, każdą sytuację przyjmować ze spokojem i ufnością, że On wie lepiej co jest dla mnie dobre, że On z każdej trudnej sytuacji jest w stanie wyprowadzić dobro. Ufam Mu. I chociaż jestem słaba i często upadam i próbuję po swojemu… to zaraz przychodzi opamiętanie i zwrot do Jezusa.
Mam tego świadomość, że jestem słaba, że bez Boga jestem niczym. Bez Boga nie jestem w stanie nic dobrego zrobić, a jedynie wszystko co najgorsze. Wiem o tym i widzę to kiedy mija zbyt długi czas od spowiedzi. Mniej więcej po 3 tygodniach od sakramentu pojednania zauważam, że jestem bardziej skłonna do złości, osądzania, oceniania… To już jest wyraźny znak, że czas się nawrócić. Pragnę być blisko Boga, bo wiem, że z Nim jestem bezpieczna, że z Nim mogę wszystko. Wielokrotnie tego doświadczyłam, że Pan posługuje się tym, co we mnie słabe, aby właśnie w tych sferach ukazała się Jego chwała. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4, 13) – to słowa, które mnie prowadzą, które dają nadzieję. Wiem, że w Jezusie mogę wszystko! Wiem, że Jemu zależy na mnie. Więc dlaczego miałabym Mu nie ufać? On jest Bogiem dobrym, Bogiem bliskim, On jest Miłością. Jezu, ufam Tobie!
Monika Trykacz